Usłyszałem ciche kroki za sobą i zanim zdążyłem się odwrócić, coś zrzuciło mnie z drzewa. Zrobiłem przewrót w przód, lądując na nogach. Spojrzałem za siebie i uchyliłem się w porę, gdy, celując w moją głowę, wleciało we mnie owe stworzenie, które zrzuciło mnie z drzewa. Była to fioletowo-niebiesko-zielona Kotka Czarownicy w czerwone pasy. Zamachała łapami, będąc nade mną, ale siła rozpędu pchnęła ją dalej. Przekręciła się w powietrzu przodem do mnie i wylądowała na ugiętych łapach, uśmiechając się szeroko jak kot z Cheshire.
- Już się zaczynają zlatywać... - mruknąłem z przekąsem do siebie, wiedząć, że Kotka mnie nie usłyszy, ale Khellendros owszem. Spojrzałem na nią.
- Czarownico - zwróciłem się o Kotki z drwiącym półuśmiechem. - Miło cię novament widzieć, Elsa.
- Jak zawsze dwujęzyczny... - mruknęła w odpowiedzi Elsa, machając do Khellendrosa i Gio.